Tak sobie czytam o tych przewinieniach żłobkowych.
Nie wiem jaka w tym żłobku jest duża grupa dzieci. Moja chodzi do grupy 25 osobowej. I w takiej grupie choćby panie się skichały, to i tak nie opanują tego co by należało. I tak im chyba nieźle idzie.
Wiele razy jak odbierałam Kassi, to było już późno. Dzieci były na podwórku. Rano zimno, więc trzeba było ją ciepło ubrać. Po południu 20 stopni. A jak ją odbierałam z podwórka, to miała na sobie rajstopy, spodnie, koszulkę, bluskę, sweterek i kurtkę z podpinką. Spocona, że można wykręcać. Od razu brałam ją do szatki. Zmieniałam bluzkę, zdejmowałam koszulkę. Najwyżej sweterek ubrałam i do domu.
Też niestety przedszkole nam numer wywinęło. Zrobili taki nabór, że przyjęli prawie 2 grupy trzylatków. Z że zabrakło do trzylatków 9 dzieci, więc moja grudniówka ląduje znowu w trzylatkach w przyszłym roku. Jesteśmy bardzo niezadowoleni, bo trafia do dzieci, które dopiero będą poznawały przedszkole. Znowu będą płaczące na cały regulator dzieciaki. Boimy się, że jej się udzieli i nie odnajdzie się w tej grupie. Rozmawialiśmy z panią dyrektor. Ona twierdzi, że to wina idzie gdzies z góry, bo nie pozwolono przyjmować 5 i 6-latków. Ale sądzę, że mogli przyjąć tyle 4-latków, żeby nie trzeba było tworzyć dwóch grup trzylatków. Jak dla mnie to rok zmarnowany w przedszkolu. nowu powrót do książeczek dla trzylatków. A pani dyrektor nie może nam zagwarantować, że w przyszłym roku historia się nie powtórzy i nie wiadomo gdzie Kassandra przeemigruje, bo znowu zawini ponoć ktoś z góry. Wydaje mi się, że przenoszenie takiego małego dziecka z grupy do grupy nic dobrego nie wnosi.